MY I CZAS

MY I CZAS

„Koń, jaki jest, każdy widzi” — napisał ks. Benedykt Chmielowski w „Nowych Atenach”, narażając się tym na kpiny potomnych. Nie obawiając się śmiechu, możemy to określenie strawestować: czas, jaki jest, każdy wie, choć nikt jeszcze nie określił jego definicji. Izaak Newton pisał w swoich „Zasadach”: „Absolutny, prawdziwy i matematyczny czas, sam w sobie i ze swej własnej natury, płynie równomiernie bez związku z czymkolwiek zewnętrznym”.

Równie po prostu mówią o czasie przysłowia i porzekadła ludowe: „Czas nie stoi w miejscu”, „czas prędko leci”, „czas bieży, jak zegar na wieży”.

Współcześni filozofowie, jak Hans Vaihinger czy Alfred North Whitehead, już nie są tego tak pewni. Pierwszy twierdził, że absolutny czas, podobnie jak absolutna przestrzeń, nie istnieje. Drugi, że istnieje, ale nie w oderwaniu, samoistnie. Nie ma czasu bez przestrzeni, ani przestrzeni bez czasu. Natomiast Immanuel Kant uważał czas za wytwór czysto subiektywny, a więc — urojenie.

Żyjemy w czasie i przestrzeni. To wiadomo. Nasza Ziemia jest jedną z planet Układu Słonecznego, krąży po ustalonym torze wokół Słońca. Układ Słoneczny — jako całość — ma swoje miejsce w naszej Galaktyce, ta zaś swoje miejsce we Wszechświecie, czyli punkty odniesienia w stosunku do innych galaktyk czy supergalaktyk. I z pewnością czulibyśmy mocny grunt pod nogami, gdyby we Wszechświecie wszystko było raz na zawsze ustalone i trwałe. A tak nie jest. Nawet Ziemia, która odbywa swą drogę wokół Słońca, nie ma jednakowej prędkości. Ściślej mówiąc — nie obiega Słońca, lecz (podobnie jak inne planety) środek masy całego Układu Słonecznego. Samo Słońce nie znajduje się w jego centrum i też dokonuje względem tego środka skomplikowaną drogę. A niezależnie od tego — wraz z całym Układem — porusza się w przestrzeni względem otaczających je najbliższych gwiazd w kierunku gwiazdozbioru Herkulesa.

Naszą, i Newtonowską zarazem, rzeczywistość czasu i przestrzeni najbardziej podważył Albert Einstein. Czas, który rozważany był dotychczas w fizyce i filozofii jako bezwzględny, został przez niego zrelatywizowany. Okazało się, że istnieje nie jeden, lecz wiele czasów, a dwa zjawiska mogą ze sobą być i zarazem (z innego /punktu widzenia) nie być jednoczesne. Względności czasu towarzyszy względność stosunków przestrzennych. Odległość A od B nie jest taka sama jak odległość B od A, jeśli jest mierzona w dwu układach poruszających się jeden względem drugiego ruchem jednostajnym i prostolinijnym. A we Wszechświecie wszystko znajduje się w ruchu!

O względności czasu świadczy najlepiej taki przykład. Wsiadamy do rakiety o napędzie fotonowym, a więc — w wehikuł, który popędzi w przestrzeń kosmiczną z prędkością światła (tzn. 300 000 km na sekundę). Lecimy do planety w układzie gwiazdy 61 Łabędzia, oddalonej o 11 lat świetlnych. Podróż trwać będzie 22 lata. Ale oto wracamy i co się okazuje? Nasi bliscy i znajomi na Ziemi postarzeli się o 22 lata, a my… wcale. W przestrzeni kosmicznej bowiem panował inny czas, a nasz ziemski przestał nas obowiązywać. Znajdowaliśmy się w innej przestrzeni i w innym czasie. Tak, jak obiektywnie (a nie tylko subiektywnie) ważylibyśmy mniej na Księżycu (o czym przekonali się pierwsi lunonauci), natomiast na Saturnie lub Jowiszu (gdyby na ich powierzchni możliwe było lądowanie) ważylibyśmy trochę więcej…

„Każda rzecz ma swój czas” — mówi przysłowie, i trafia w sedno. Inna jest doba na Ziemi, inna na Marsie, Wenus czy Plutonie. A cóż dopiero mówić o niezmierzonych przestrzeniach w kosmosie, gdzie nie ma właściwie żadnych odniesień do gwiazd czy ich planetarnych układów?

A czy czas ziemski też jest jednakowy?

Nasz czas wyznacza ruch Ziemi wokół Słońca i wokół swej osi. Dlatego mamy rok, ale także noce i dnie, odczuwalny fizycznie bieg dobowego czasu — godziny, minuty, sekundy. Ten czas jest różny w różnych częściach globu. Inny jest czas warszawski, inny nowojorski. ZSRR ma aż 11 stref czasowych. Gdy w Moskwie jest godzina 13, w Anadyrze — na dalekowschodnich krańcach Kraju Rad — jest już 23. Gdy w Warszawie jest niedzielna godzina 12, w Nowym Jorku, Limie i Panamie — 6 rano, w Honolulu zaś zegary wybijają 24, czyli kończącą się sobotę..

Każdy wie, co to jest czas.-Mamy jego głębokie poczucie, i to „od początku świata”. Wiemy (mniej więcej) kiedy powstała Ziemia i znamy bieg wydarzeń, jaki nastąpił w kolejnych etapach jej historii. Mówimy o tym, co było, jest i będzie. Nasz język operuje pojęciami czasu bezbłędnie. Nasze poczucie czasu i jego biegu jest tak realistyczne, że wiemy nawet to, iż przeminiemy.

Znamy też wartość czasu. „Czas to pieniądz” — mówimy. Ale nie tylko o jego wartość materialną chodzi. Czas jako jednostka jest ściśle określony. Przeciętna trwania życia ludzi jest raczej niewielka: w naszym kręgu cywilizacyjnym wynosi zaledwie 68—74 lata. Jednak w życiu społecznym czas odgrywa ogromną rolę. Całe nasze życie wplecione jest w rytm lat, miesięcy, tygodni, dni, godzin, minut, nawet sekund i ułamków sekund.

Ściśle według oznaczonego czasu rozpoczynają się spektakle w teatrach i seanse w kinach, programy radiowe i telewizyjne. O ściśle oznaczonych godzinach rozpoczynamy i kończymy pracę, spotykamy się z przyjaciółmi. Wszyscy, chcąc nie chcąc, związani jesteśmy z kalendarzem, a właściwie jesteśmy jego niewolnikami, choć wymyśliliśmy go dla ułatwienia sobie życia, zapewnienia ładu i porządku. Czasowi podlegamy od urodzenia aż do śmierci.

„Mała Encyklopedia Powszechna” PWN określa czas jako „pojęcie pierwotne”. Razem z przestrzenią tworzy on czasoprzestrzeń, w której zachodzą zjawiska fizyczne. Od dawna praktycznym jego miernikiem było i jest położenie Słońca na niebie. Ludzie instynktownie odgadli wielką prawdę natury: ubóstwiając Słońce, mieli świadomość, że jest nie tylko dawcą życia na Ziemi, ale określa nas w czasie i przestrzeni.

Ta sama encyklopedia wprowadza dalsze określenia: czas słoneczny prawdziwy i czas słoneczny średni, a nawet… czas uniwersalny. A przecież istnieje jeszcze czas efemeryd, czas gwiazdowy, czas strefowy i lokalny, a nawet czas… portowy!

Nie rozumiejąc istoty czasu, obserwujemy zmiany, jakie wokół nas zachodzą, obserwujemy ruch. Wartość czasu bowiem mierzymy wielkością ruchu dostępnego dla zmysłów i dla naszych przyrządów mierniczych, stanowiących ich udoskonalenie. O mijaniu czasu mówią nam zegarki i kartki kalendarza.

Pojęcie czasu towarzyszy ludzkości od początku powstania cywilizacji. Nie ma i nie było społeczności, która nie podporządkowałaby się czasowi — jego wpływowi i rytmowi. Widoczne jest to już w najstarszych mitach i najstarszych określeniach, które człowiek wytworzył. Ale choć człowiek nie wymyślił czasu, dostrzegł go i zaczął mierzyć. Było to wielkie odkrycie. Czas bowiem określa nas nie tylko indywidualnie, określa również naszą planetę i jej miejsce we Wszechświecie. Jest formą ruchu…